Rejestracja
Forum www.forumosportach.fora.pl Strona Główna
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Zaloguj
Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu  Forum www.forumosportach.fora.pl Strona Główna » Liga Mistrzów

Autor Wiadomość
pazdek95
Administrator



Dołączył: 25 Sty 2008
Posty: 427 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Brzozów

PostWysłany: Pon 19:28, 11 Lut 2008 Back to top

Historia Ligi Mistrzów czyli najważniejszych rozgrywek klubowych w Europie...


Formuła Ligi Mistrzów została wprowadzona po raz pierwszy w sezonie 1992/93, zastępując Puchar Mistrzów. Zasady rozgrywek były wielokrotnie zmieniane, co jednak nigdy nie zmniejszyło ich prestiżu – wręcz przeciwnie.

W pierwszym sezonie rozgrywek o Puchar walczyło 8 drużyn, podzielonych na dwie grupy. Zwycięzcy tych grup, czyli Olympique Marsylia i AC Milan, spotkały się w wielkim finale. Po zaciętym meczu piłkarze z nad Sekwany pokonali faworyzowanych Mediolańczyków 1:0. Wielkie kariery zaczynali wtedy m.in. Fabien Barthez, Marcel Desailly, czy Didier Deschamps, pokonując takich tuzów, jak Marco van Basten, czy Frank Riijkard. Cieniem na wielki sukces Marsylczyków położył się jednak równie wielki skandal, związany z kupieniem meczu decydującego o tytule mistrzowskim, który odbył się niedługo przed finałem europejskiego pucharu, co miało dać więcej czasu na lepsze przygotowanie się do potyczki z Milanem. Marsylia została zdegradowana do II ligi. Jak się okazało, karygodny plan okazał się jednak skuteczny.

W kolejnym sezonie, 1993/94 zasady rozgrywek już zostały zmienione, ale nieznacznie. Z grup wychodziły teraz 2 ekipy, tworząc pary półfinałowe – w półfinałach rozgrywane były po 2 mecze. Do finału znów doszedł Milan, z Desailly`m w składzie, który uciekł z tonącego okrętu pod nazwą „Marsylia”, na czym jak widać wyszedł co najmniej dobrze, bo drugi rok z rzędu grał finale Champions League. Co więcej, drugi raz z rzędu go wygrał, Milan wręcz rozniósł Barcelonę, ogrywając Katalończyków 4:0, a ostatnią bramkę zdobył wspomniany Francuz.

Kolejny sezon to kolejna ingerencja w formułę rozgrywek, tym razem jednak przetrwa ona przez 3 sezony. Zespoły podzielone były na 4 grupy, z których wychodziły dwie i spotykały się w ćwierćfinale. W roku 1995 w finale spotkały się ekipy Ajaxu i Milanu, który grał więc do tej pory we wszystkich finałach od czasu wprowadzenia LM. Mecz 1:0 wygrał Ajax z Rijkaardem w składzie, który tym samym pogrążył klub, w barwach którego grał w finale dwa lata wcześniej. Był to okres, kiedy zaczynała błyszczeć gwiazda Patricka Kluiverta – w ataku niekwestionowanym liderem był wtedy Jari Litmanen, którego w 70 minucie zmienił właśnie młody Patrick, rozstrzygając losy meczu golem zdobytym kwadrans po wejściu na boisko.

Mimo to, rok później, kiedy Ajax znów grał w finale, z Juventusem, Kluivert znowu zaczął mecz jako rezerwowy, ustępując miejsca Litmanenowi, który jednak zdobył bramkę. Ale nie pomogło to piłkarzom z Amsterdamu w zdobyciu trofeum, przegrali po rzutach karnych. W składzie Juventusu grał bohater finału `93 Didier Deschamps – dzisiejszy trener Starej Damy.

Finał roku 1997 to mecz Borussi Dortmund z Juventusem i wygrana Niemców 3:1, którzy w grupie spotkali się z łódzkim Widzewem. Mecz finałowy rozgrywany był w Niemczech, co na pewno było dużą pomocą dla podopiecznych Ottmara Hitzfelda.

W sezonie 1997/98 nastąpiła kolejna, czwarta zmiana systemu rozgrywek. Drużyny podzielono na 6 grup po 4 zespoły. Do fazy pucharowej awansowali zwycięzcy grup i dwie drużyny z najlepszym bilansem z drugich miejsc. Jak widać w elitarnych rozgrywkach grało coraz więcej drużyn, co oczywiście było wynikiem pogoni z pieniądzem. Liga Mistrzów od początku swojego istnienia przynosiła wielkie zyski, które dziś wypadało by nazwać raczej gigantycznymi. Pula nagród dla uczestników liczona jest już w setkach milionów euro i stale rośnie. Stąd rosnąca przepaść finansowa, a co za tym idzie i sportowa, pomiędzy największymi klubami, a tymi małymi. Mimo tego, że w Lidze Mistrzów gra coraz więcej drużyn, to jednak grają w niej niemal wciąż te same kluby, bogacące się w zawrotnym tempie i z każdym rokiem uciekające coraz szybciej tym biedniejszym. W 1998 roku do finału trzeci raz z rzędu doszedł Juventus, wyrównując osiągnięcie Milanu. W finale spotkał się z Realem i przegrał 0:1. W barwach Realu grał m.in. Clarence Seedorf, finalista z roku 1995 w barwach Ajaxu.

Rok 1999 to chyba najbardziej niesamowity finał w historii Ligi Mistrzów. Spotkali się w nim Manchester United i Bayern Monachium. Warto zauważyć, że był to więc pierwszy finał od 1993 roku (data wprowadzenia LM), w którym zabrakło drużyny z Włoch. Trenerem Bayernu był Ottmar Hitzfeld, który dwa lata wcześniej do finału doprowadził Borussię, był więc pierwszym trenerem, który doprowadził dwa różne zespoły do tego etapu. W meczu od 6 minuty po bramce Mario Baslera prowadzili Monachijczycy i przez cały mecz spokojnie kontrolowali grę. Aż do 90 minuty, kiedy to w kilkadziesiąt sekund „Czerwone Diabły” wbiły dwa gole przeciwnikom i sprzątnęły im Puchar sprzed nosa.

W sezonie 1999/00 znów doszło do zmian w zasadach turnieju. Wprowadzono dwie rundy grupowe. Finał był sprawą wewnątrz-hiszpańską. Real rozniósł Valencię 3:0 i zdobył puchar po roku przerwy.

W roku 2001 do finału znów dotarła Valencia i znów przegrała. Z Bayernem, który w ćwierćfinale wyeliminował Manchester United, dokonując bardzo słodkiej zemsty. Rok później finał rostrzygnął się w pierwszej połowie – 2:1 dla Realu w meczu z Bayerem Leverkusen. W barwach Realu grał już Zinedine Zidane, który zdobył w końcu trofeum, którego nie udało mu się zdobyć podczas gry w Juventusie, mimo, że grał już w dwóch finałach Ligi Mistrzów – do trzech razy sztuka. Jeden finał przegrał zresztą właśnie z Realem, dla którego teraz strzelił rozstrzygającą mecz bramkę w finale. To w tamtym okresie zaczęto nazywać królewski klub „galaktycznym”, po serii wielkich transferów, z Figo i właśnie Zidane`m na czele.

Sezon 2002/03 to ostatnia do tej pory zmiana systemu rozgrywek. Czyli było już tak jak jest teraz: jedna grupa i faza pucharowa od 1/8 finału. Po 4 latach nieobecności drużyny włoskiej w finale, wszystko wróciło jakby do punktu wyjścia. Pierwsze 6 lat Ligi Mistrzów, to tak jak było wspomniane – 6 finałów z ekipą z Włoch, po 3 Juve i Milanu. Rok 2003 to 3 włoskie drużyny w półfinale i finał Juve – Milan, wygrany przez czerwono-czarnych w serii rzutów karnych. Trenerem Juve był znów Lippi, który prowadził „Starą Damę” w trzech poprzednich finałach – więc na 4 finały wygrał tylko jeden i to w karnych, z Ajaxem. W barwach Milanu grał Clarence Seedorf, który zdobył już wcześniej Puchar z Ajaxem i Realem, notabene pokonując w finałach obie włoskie ekipy.

Rok 2004 to najbardziej do tej pory niespodziewany finał. Porto i Monaco, Portugalczycy wygrali gładko 3:0, a rok wcześniej zdobyli Puchar UEFA. O sile oddziaływania LM na głowy menedżerów niech świadczy fakt, że chyba większość finalistów z tamtego roku zmieniła niemal natychmiast kluby na lepsze, choć wcześniej nie byli gwiazdami pierwszej wielkości. Żeby wymienić tylko Ludovica Giuly`ego, Patrice`a Evrę, Ricardo Carvahlo, czy Deco.

Jeśli ktoś nie uważa finału Manchesteru z Bayernem z 1999 roku za najbardziej emocjonujący w dziejach, to na pewno uważa za taki ten z roku 2005 pomiędzy Milanem, a Liverpoolem. Prowadzenie Mediolańczyków 3:0 do przerwy, niewiarygodne doprowadzenie do wyrównania przez „The Reds” i wygrana tego zespołu w karnych, pomimo potężnego strzału gwiazdy Milanu, Szewczenki w 119 minucie dogrywki z metra w bramkę. Strzał ten wybronił jedną ręką Jerzy Dudek, który na pewno sam nie wie, jak tego dokonał. I słynny już „Dudek Dance” w kokursie rzutów karnych.

Rok 2006 to mecz pomiędzy naprawdę silną Barcą i bardzo młodym zespołem Arsenalu, niepokonanymi w całym sezonie w LM. Szybka czerwona kartka dla piłkarza Arsenalu wydawało się, że ustawi mecz, jednak to Kanonierzy strzelili bramkę. Bronić udało się do 75 minuty. Potem 2 bramki po dwóch asystach rezerwowego Larssona dały Barcelonie zwycięstwo w meczu. Arsene Wenger, trener Arsenalu, zadziwił jednak wtedy cały świat. Jeszcze dosłownie rok wcześniej naprawdę nikt nie wiedział kto to jest Eboue, Fabregas, Flamini, kariery ledwie zaczęli robić Hleb, czy Toure, a francuski trener stworzył z nich drużynę, która jak równy z równym walczyła z wielką Barceloną.

Sezon 2006/07, czyli sezon pomundialowy, był w Lidze Mistrzów jak zwykle bardzo ciekawy. Jak można było się spodziewać, było kilka klubów, które początek sezonu miały ciężki – piłkarze byli zmęczeni, bo przez Mistrzostwa Świata mieli krótkie wakacje. Nie oznacza to jednak, że poziom był niższy – wręcz przeciwnie. Idealnym przykładem klubu, który pierwszą połowę sezonu miał nieprzyzwoicie słabą, jak na swoje możliwości, był Milan. I nie chodziło nawet o to, że mieli w składzie m.in. Pirlo, czy Gattuso – a więc trzon drużyny, zawodników, którzy grali w wielkim finale Mistrzostw Świata, ale klub Berlusconiego był zamieszany w słynną już aferę korupcyjną Calciopoli i mieli w ogóle nie grać w LM w tamtym sezonie, a w Pucharze UEFA. Okazało się jednak, że ostatecznie mogą wystartować w Champions League i trener Ancelotti musiał dosłownie ściągnąć swoich piłkarzy z wakacji, bo Włosi musieli się przebijać już w sierpniu przez eliminacje. Tak szybki początek sezonu odbijał się potem czerwono-czarnym czkawką praktycznie do końca roku, o czym za chwilę. Także po ekipach z Anglii można się było spodziewać słabszego okresu, ale to raczej w styczniu, lutym, gdy wszystkie europejskie ligi, poza angielską, mają przerwę na zregenerowanie sił, nic takiego jednak nie miało miejsca. Widocznie piłkarze grający w Anglii, rozgrywający chyba najwięcej meczów na świecie, bo i w lidze, i w Pucharze Anglii, i w Pucharze Ligi, są już mocno zaprawieni w bojach i przyzwyczajeni do takiego rytmu i żadna seria im nie straszna. Gorzej natomiast wypadły zespoły z Hiszpanii – ani Real, ani Barca, broniąca przecież trofeum, ani też Valencia niczego wielkiego nie zwojowały. Ale do rzeczy. Runda grupowa zakończyła się tak, jak wszyscy się spodziewali, przynajmniej jeśli chodzi o awans do 1/8 finału – z każdej grupy awansowali faworyci i to bez większych problemów. Jedynie Milan do pewnego momentu nie był pewny awansu, mimo że miał zdecydowanie najsłabszą grupę, samych „ogórków” – OSC Lille, AEK i Anderlecht. Ale o problemach i zawirowaniach we włoskim klubie pisałem wcześniej. Na półmetku wszystkich rozgrywek ligowych i po rozegraniu rundy grupowej LM, na faworytów tych rozgrywek powyrastali przede wszystkim Manchester United, w barwach którego prawie że w pojedynkę mecze wygrywał C. Ronaldo, będący w naprawdę niesamowitej formie (wielokrotnie w meczach czy to Premiership, czy LM, ogrywał po kilku zawodników w jednej akcji, strzelał bardzo dużo bramek i miał jeszcze więcej asyst); Inter Mediolan, który grał z żelazną konsekwencją i miał w zasadzie po dwóch zawodników na każdą pozycję bardzo wysokiej klasy, w Serie A wygrywał mecz za meczem, w rundzie jesiennej ograł na wyjeździe wszystkich najpoważniejszych kontrkandydatów do tytułu – Milan, Romę, Fiorentinę, Lazio i Palermo; oraz Chelsea, która cały czas długo dotrzymywała kroku w lidze rewelacyjnie grającemu Manchesterowi. Na przeciwległym biegunie był natomiast, biorąc pod uwagę oczywiście potentatów, zdecydowanie wciąż Milan. Przez kilkanaście kolejek podopieczni Ancelottiego dosłownie bronili się przed spadkiem z ligi, co rusz przegrywając i remisując mecze z maluczkimi w Serie A. Także nie najlepiej radzili sobie Real i Barca – niby walczyli cały czas o prymat w lidze, ale daleko im było do odnoszenia seryjnych zwycięstw, czy tym bardziej porywającej gry. W rundzie pucharowej, jak wiadomo, wszystko może się jednak zdarzyć i już w 1/8 finału doszło do kilku naprawdę niespodziewanych rozstrzygnięć. Największymi niespodziankami z pewnością można nazwać odpadnięcie po dwóch remisach Interu z Valencią - Włosi, patrząc na przebieg meczu, powinni w pierwszym starciu w Mediolanie odprawić Hiszpanów z bagażem co najmniej kilku bramek (seryjnie marnowali 100-procentowe okazje), a po dwóch kontrach gości tylko zremisowali; oraz odpadnięcie Arsenalu po meczu z PSV Eindhoven. Na tym etapie z Ligą Mistrzów pożegnać się musieli także Barcelona (lepszy Liverpool), Real (lepszy Bayern), czy także dość niespodziewanie Lyon – choć w tym przypadku trzeba przyznać, że Roma faktycznie potrafiła zachwycić swoją grą. W meczu ze słabszymi rywalami awans uzyskały także Milan (Celtic), Manchester United (Lille), oraz Chelsea (Porto, kolejny pojedynek Mourinho ze swoim byłym klubem). Na odnotowanie zasługuje jeszcze incydent z meczu Manchesteru z Lille. W pierwszym spotkaniu, we Francji, długo utrzymywał się bezbramkowy remis. W 83. minucie spotkania rzut wolny z okolic pola karnego wywalczył Manchester, a Ryan Giggs uderzył na bramkę przeciwnika bez gwizdka sędziego, gdy bramkarz Lille ustawiał jeszcze mur, bramka była więc praktycznie pusta. Arbiter gola, o dziwo, uznał, a zawodnicy Lille, czując się oszukanymi, zeszli z boiska. Ćwierćfinały to już oczywiście naprawdę duże emocje, a największe chyba towarzyszyły pojedynkowi Manchesteru z Romą. Spotkały się dwa kluby preferujące niezwykle ofensywną i efektowną piłkę, a kibicom, szczególnie Romy, na bardzo długo pozostanie w pamięci wynik pierwszego meczu, na Old Trafford – 7:1 dla Manchesteru mówi wszystko. Podopieczni sir Alexa Fergusona przeszli w tym spotkaniu samych siebie, wychodziło im dosłownie wszystko i bez żadnych skrupułów upokorzyli silnego przecież rywala. W rewanżu zawodnicy Romy wprawdzie trochę się zrehabilitowali – wygrali 2:1, ale to już nie miało żadnego znaczenia. Z pozostałych ćwierćfinałów najtrudniejszą przeprawę miała Chelsea – o włos wygrała z Valencią – 2:1 na wyjeździe i 1:1 u siebie. Liverpool bez problemów ograł w dwumeczu PSV 4:0, a Milan uporał się z Bayernem, załatwiając sprawę awansu już w Monachium, wygrywając 2:0 (w Mediolanie 2:2). W półfinałach grały więc aż 3 zespoły z Anglii, a wyglądały one następująco: Manchester – Milan i Chelsea – Liverpool. W pierwszym z nich Manchester, w pierszym spotkaniu, na Old Trafford, po niezłej grze, ograł Włochów, ale tylko 3:2. W rewanżu podopieczni Fergusona jakby zapomnieli jak się gra w piłkę, gra im się kompletnie nie kleiła, szczególnie raziła niemoc fantastycznego C.Ronaldo i Anglicy przegrali gładko 0:3. W drugim półfinale, w przeciwieństwie do efektownie grających Manchesteru i Milanu, spotkały się zespoły dowodzone przez taktycznych geniuszów – Mourinho i Beniteza. Rozstrzygnięcie przyniosły dopiero rzuty karne, po których z awansu do wielkiego finału cieszyli się Gerrard i spółka. A finał to wielki rewanż za finał sprzed dwóch lat – 2005 roku. Wtedy kibice byli świadkami niezwykłego widowiska, meczu, w którym absolutnie wszystko, bez najmniejszego wyjątku – od dopingu kibiców, przez dramaturgię, piękną i wyrachowaną grę, po show Jerzego Dudka, stało na nieopisanym, niewyobrażalnym, najwyższym możliwym poziomie. Wiadomo było, że tym razem mecz aż takich emocji nie przyniesie, bo po prostu drugi taki mecz się nie zdarzy, ale spotkanie stało oczywiście na poziomie przystającym finałowi Ligi Mistrzów. No i Milanowi wyszedł rewanż – wygrał 2:1 i odebrał Liverpoolowi to, co zespół ten wydarł mu 2 lata wcześniej.

Liga Mistrzów to dzisiaj już nie tylko prestiżowe rozgrywki o tytuł najlepszej klubowej drużyny w Europie. To wielkie, komercyjne, ekonomiczne przedsięwzięcie nieustannie zwiększające poziom budżetów klubów w niej startujących. Przedsięwzięcie pompujące coraz większe pieniądze płynące szerokim strumieniem w biznesie zwanym „piłka nożna”. Przedsięwzięcie z każdym rokiem zwiększającym liczbę milionerów kopiących piłkę. Ani się obejrzymy, a pula nagród w turnieju przekroczy niewyobrażalne miliard euro. Jeszcze chwilka.

Autor:Pazdek95


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin